Prześwietlamy fabrykę Tesli

Maszyny odpowiedzialne za wkładanie pojazdów na taśmę nazwano Wolverine i Iceman - na część komiksowych superbohaterów. Tesla rolę robotów w społeczeństwie bierze na poważnie, o czym świadczyć może intrygujący napis umieszczony na podłodze hali produkcyjnej: „Roboty nienawidzą śmieci. Prosimy o niedostarczanie im dodatkowych powodów do obalenia ludzkości”. Pomimo tak osobliwych akcentów pracownikom placówki zapewne nie jest do śmiechu, gdy słyszą o ambitnych planach swojego CEO, a te, delikatnie mówiąc, godzą w ich interesy. Wizja Muska sprowadza się do totalnej dehumanizacji produkcji. By ją urzeczywistnić, Tesla kupiła niemiecką firmą Grohmann Engineering specjalizującą się w automatyzacji. Opowiadając o celach na najbliższe lata, przedsiębiorca z Południowej Afryki zapowiedział, że zamierza stworzyć zakład produkcyjny, który będzie się diametralnie różnił nawet od tych obecnie najbardziej zaawansowanych. Ma on przezwyciężyć ograniczenia ludzkiego tempa pracy. Nad procesami odbywającymi się w takiej fabryce czuwać będzie zaledwie garstka ekspertów. Surowe materiały produkcyjne dostarczane będą z jednej strony, a z drugiej wyjeżdżać będą gotowe samochody. Za ich składanie odpowiedzialne będą wyłącznie roboty, a wszystko odbywać się będzie przy zawrotnej prędkości, wykluczającej udział człowieka w produkcji m.in. ze względów bezpieczeństwa.

W poszukiwaniu straconego czasu

Trudno dziwić się Muskowi, że w pogoni za sposobami na przyspieszenie produkcji wykracza poza konwencjonalne rozwiązania - nawet te najnowocześniejsze, z których fabryka z Fremont korzysta na potęgę. Opóźnienia w dostawie Tesli Model 3 są tak duże, że znużeni czekaniem klienci rezygnują z zamówień. Nie zagłębiając się w temat można pochopnie zarzucić idei przemysłu 4.0, że nie działa. Nic bardziej mylnego. Telewizja CNBC dotarła do grupy obecnych i byłych pracowników Tesli, którzy przyczynę kryzysu dopatrują w słabej jakości komponentach pochodzących od zewnętrznych dostawców. Jeden z inżynierów zatrudnionych w fabryce przekonuje, że około 40 proc. części, które trafiają do Fermont, wymaga przeróbek. Regeneracja i odzyskiwanie są standardem w branży motoryzacyjnej, jednak w odróżnieniu od największych producentów samochodowych, Tesla nie korzysta z podwykonawców, lecz przeprowadza regenerację we własnym zakresie. Czy takie rozwiązanie przyspiesza proces naprawy wadliwych komponentów? Tego nie wiemy. Wiadomo natomiast, że skala problemu z dostawcami jest tak duża, że osłabia morale pracowników placówki.

- Zdaje się, że Tesla nie ma szczęścia do dostawców. W takiej sytuacji nie pomogą nawet najlepsze rozwiązania technologiczne. Gdyby problemem były awarie maszyn na hali produkcyjnej, system SFC nowej generacji pomógłby w redukcji przestojów. Można go również wykorzystać do identyfikacji czynników wpływających na jakość wyrobów. W tym przypadku wydaje mi się, że przyczyna problemu nie wymaga identyfikacji. Potrzeba natomiast konkretnych kroków naprawczych - zauważa dyrektor zarządzający w DSR SA.

Lepiej znaczy inaczej

Nowatorskie podejście twórcy Tesli dało o sobie znać na wiele różnych sposób, jednak największym jego świadectwem jest sam produkt końcowy. Andre Rivera, weteran branży automotive z ponad 20 letnim stażem, który pracę w fabryce rozpoczął, gdy ta należała jeszcze do poprzednich właścicieli, dostrzega ogromną różnicę pomiędzy starym a nowym pracodawcą.

Czytaj więcej:
Praca 49