Wdrożyli ERP i spoczęli na laurach. Smutny obraz polskiej cyfryzacji

Wdrożyli ERP i spoczęli na… System ERP to ucieleśnienie cyfrowych pragnień wielu przedsiębiorstw produkcyjnych. W branży temat przemysłu 4.0 nie schodzi z języków, dziennikarze poświęcają mu kolejne strony specjalistycznych magazynów, a zachodnie firmy inwestują krocie, by za sprawą nowych technologii zyskać przewagę nad konkurencją. Taka atmosfera przynagla do działania. Coś przecież należy zrobić, by nie zostać w tyle. Zazwyczaj pada na system ERP, a wraz z jego implementacją – bardziej lub mniej udaną – cyfrowy apetyt zarządu doczekuje się zaspokojenia. Uczucie sytości jest jednak iluzją, ponieważ potrzeby przedsiębiorstw są diametralnie większe.

Przeciętnej wielkości firma. Przez korytarz przeciska się dwóch mężczyzn w sile wieku. Jeden z nich ma długie, związane w kucyk włosy i sklejone plastrem okulary. Drugi, o posturze wychudzonego skoczka narciarskiego, ubrany jest w golf i jasne jeansy, a przed sobą pcha wózek po brzegi załadowany ciężkimi kartonami, które zwróciły uwagę mijanych po drodze pracowników do tego stopnia, że wokół tajemniczych nieznajomych i dzierżonego przez nich ładunku zebrał się tłum towarzyszących w pochodzie gapiów. Zainteresowanie zakamuflowanym pod grubymi warstwami kartonu sprzętem jest zrozumiała. Kryje się pod nimi komputer i to nie byle jaki, bo pierwszy, jaki kiedykolwiek pojawił się w tej firmie. Nikt do końca nie wie, czego właściwie można się po nim spodziewać, ale wszyscy z szacunkiem spoglądają na informatyków, którzy zdają się posiadać tajemną, niemal kabalistyczną wiedzę i niebawem za jej sprawą przytaszczona przez nich maszyna wyda pierwsze piskliwe dźwięki. Dźwięki zwiastujące początek nowej ery, w której komputery rewolucjonizować będą kolejne biurowe procesy.

Dziś, kiedy na każdym stanowisku pracy znajduje się laptop, lub chociażby komputer stacjonarny, taka historia zdaje się być kuriozalna, jednak nie tak dawno temu podobne sceny można było zobaczyć niemal w każdym przedsiębiorstwie. Z czasem okazywało się, że sam komputer to za mało. Dokupowano kolejny hardware: drukarki, skanery, czytniki i inwestowano w specjalistyczne oprogramowanie. Zakup komputera w żadnej mierze nie był ukończeniem procesu informatyzacji, lecz zaledwie jego początkiem. Podobnie sprawa ma się z cyfryzacją i oprogramowaniem ERP - jej świętym Graalem. W mniemaniu wielu firm z branży produkcyjnej to właśnie wraz z jego implementacją proces cyfryzacji dobiega upragnionego końca. Nic bardziej mylnego. Wdrożenie oprogramowania do zarządzania przedsiębiorstwem jest zaledwie początkiem tego procesu – otwarciem drzwi do jego kolejnych etapów.

Casanova wśród oprogramowania

Do systemów ERP wzdychają zarówno członkowie zarządu, jak i etatowi informatycy. Zauroczenie to nie jest fanaberią, która może i przystoi nastolatkom, ale na pewno nie poważnym profesjonalistom. Znajduje ono uzasadnienie w licznych funkcjach i zastosowaniach tej osławionej klasy systemów komputerowych. Nic więc dziwnego, że w segmencie dużych i średnich firm rynek ERP z roku na rok jest coraz bardziej nasycony. Jeśli wierzyć danym GUS, to już w 2015 r. co druga firma zatrudniająca powyżej 50 pracowników dysponowała systemem tej klasy. W przypadku firm zatrudniających powyżej 250 pracowników penetracja ERP jest jeszcze większa. Z raportu wynika, że aż 90 proc. z nich wdrożyło już system wspierający zarządzanie.

Nasycenie nie oznacza jednak, że na rynku brakuje chętnych na zakup takiego rozwiązania.