Igrzyska w Vancouver i tworzywa sztuczne

Igrzyska w Vancouver i tworzywa… Wystartowały Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Vancouver, czyli festiwal sportów narciarskich. Co to ma wspólnego z tworzywami sztucznymi? Trochę ma. Współczesne narciarstwo nie byłoby bowiem możliwe bez rozwiniętej technologii przetwórstwa tworzyw sztucznych.

Eksperymenty z tworzywami sztucznymi w narciarstwie rozpoczęły się jeszcze przed II Wojną Światową, choć na dobre tworzywa zadomowiły się w narciarstwie dopiero w latach 70. ubiegłego wieku. Do tej pory dominowały narty z przeważającą ilością drewna stanowiącego ich główny budulec. Warto jednak prześledzić pierwsze próby wprowadzania tworzyw do przemysłu narciarskiego i posłużyć się bardzo ciekawym opracowaniem Rafała Grzesika na temat historia rozwoju technologii narciarskich.


Opowiada on, że już przed wojną próbowano powlekania ślizgów syntetyczną żywicą o nazwie Bakelit. Tworzywo to po naniesieniu na drewnianą powierzchnię ślizgu twardniało, wypełniając pory w drewnie zwiększając w ten sposób jego twardość i odporność na uszkodzenia oraz polepszając właściwości ślizgowe i eliminując skłonność do przyklejania się śniegu. Taki proces wytwarzania nart metodą warstwową nazwano Splitkein. W 1944 r. francuska firma Dynamic zaprezentowała narty z dodatkową warstwą - celulozowym ślizgiem. Z kolei tuż po wojnie amerykański inżynier Howard Head opracował pierwszy „metal sandwich" składający się z aluminium oraz lekkiego rdzenia z tworzywa sztucznego w postaci przestrzennych plastrów miodu. Produkt ten nigdy nie doczekał się kontaktu ze śniegiem. Uległ zniszczeniu w rękach testera, który chciał sprawdzić ich sprężystość.

W 1955 r. nastąpił przełom w dziedzinie ślizgów narciarskich. Pojawił się pierwszy polietylenowy ślizg. Wprowadziła go austriacka firma Kofler. Polietylen praktycznie od razu zastąpił stosowane do dej pory żywice. Przeważał nad nimi pod każdym względem. Nie wykazywał tendencji do lepienia się śniegu i miał wystarczający poślizg w każdych warunkach. Zdaniem niektórych testerów miało to wyeliminować potrzebę stosowania smaru.

Oczywiście dzisiaj żaden profesjonalny narciarz nie wyobraża sobie wyjścia na trasę biegowa lub zjazdową bez wcześniejszego nasmarowania nart. Najważniejsza jednak była możliwość szybkiej i taniej regeneracji ślizgu poprzez wypełnianie ubytków stopionym polietylenem. Podobny materiał został wprowadzony przez szwajcarską firmę InterMontana pod nazwą P-tex i funkcjonuje do dzisiaj. Cały czas kontynuowano prace nad zastosowaniem włókien węglowych.

Czytaj więcej: