Nauka i przemysł: współpraca ważna, lecz niełatwa

- A jak z perspektywy naukowca, ocenia pan obecną sytuację, z którą mamy do czynienia w obszarze tworzyw sztucznych? Mam na myśli oczywiście problem odpadów i co za tym idzie negatywne podejście społeczne do tych materiałów.

- Nie mam wątpliwości, że materiałowi XXI w. (tak go określiła Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju Przemysłowego UNIDO) zrobiono czarny PR. Jesteśmy świadkami manipulowania opinią publiczną i fałszowaniem informacji na temat tworzyw sztucznych. Skutkiem tej szkodliwej dla branży sytuacji jest m.in. zamknięcie na naszej Politechnice inżynierskiego kierunku studiów Przetwórstwo Tworzyw Sztucznych, realizowanego w systemie dualnym. Młodzież szkolna nie zna naszych materiałów, w swoich wyborach posiłkuje się opiniami z internetu i mamy tego „efekty”.

Paradoksem jest, że studenci Wydziału Inżynierii Mechanicznej PBŚ w dalszych latach studiów bardzo chętnie wybierają naszą specjalność na pierwszym i drugim stopniu studiów. Poprzez edukację staramy się zmienić ten negatywny obraz o tworzywach i jak widać robimy to z sukcesem. Jednak stwierdzam, że wielu Polaków ma negatywne opinie „o plastikach”, a argumenty czerpią z TV lub internetu.

Generowanie odpadów w dużych ilościach faktycznie występuje i dotyczy przede wszystkim zamożnych społeczeństw, o wysokiej konsumpcji. Dużym uproszczeniem jest jednak sprowadzanie problemu do słomki, folii czy butelki PET. Prezentowane w mediach zanieczyszczone plaże i powstałe na Pacyfiku sztuczne wyspy nie dotyczą zamożnej Europy. Co najmniej w 8–9 państwach europejskich nie składuje się w ogóle odpadowych wyrobów polimerowych. Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy jako środowisko branżowe odrobić zadania domowego.

Edukacja społeczeństwa, lobbowanie na rzecz dobrych rozwiązań prawnych i ekonomicznych (system pobierania kaucji, wsparcie finansowe dla podmiotów zajmujących się tym sektorem rynku) czy wreszcie podjęcie prób uwrażliwiania społeczeństw w tych częściach świata, gdzie tego problemu się nie dostrzega. Przecież dominujące w strumieniu odpadów tworzywa poliolefinowe czy PET są doskonałym materiałem do recyklingu mechanicznego i wtórnego użycia. Doskonale wiemy, że biorąc pod uwagę użyteczność produkowanych z tworzyw wytworów, energochłonność procesową czy też sumaryczny ekwiwalent CO2 w całym cyklu życia produktów, tworzywa sztuczne są „zielone”. Myślę także, że w obecnej sytuacji niedoborów surowców, udział regranulatów w całkowitym zużyciu materiałów polimerowych będzie wzrastał.

- Co możemy, i co właściwie powinniśmy zrobić, aby te narastające problemy minimalizować?

- Wydaje mi się, że na tak postawione pytanie nie ma prostej odpowiedzi. W sferze społecznej potrzebna jest ciągła edukacja, zwłaszcza za pomocą nowoczesnych środków przekazu. Uzyskamy efekt skali, jeśli włączymy się w to działanie. W moim przekonaniu znaczącą rolę powinny tu odgrywać duże podmioty gospodarcze, klastry i stowarzyszenia branżowe, w tym BKP. Druga sfera to mądre regulacje prawne, zmierzające do efektywniejszej zbiórki odpadów polimerowych i ich segregacji. Pamiętajmy, że tworzywa polimerowe są w większości niemieszalne. Trzecia sfera to podniesienie technologii recyklingu mechanicznego tworzyw polimerowych na wyższy poziom automatyzacji i robotyzacji. Ten czwarty, po konstruowaniu, wytwarzaniu i eksploatacji, filar cyklu życia produktu uważam w Polsce za zaniedbany i niedoinwestowany, a w nowoczesnej gospodarce nie może on odstawać technicznie od pozostałych.

Przykładowo, mamy nowoczesne linie montażowe samochodów, a dlaczego rozbiera się je ręcznie? Czeka nas w przyszłości niejedno wyzwanie dotyczące zagospodarowania np. paneli fotowoltaicznych, akumulatorów, wyrobów kompozytowych, a przecież nie radzimy sobie w pełni z efektywnym recyklingiem usieciowanej gumy z opon samochodowych. Wreszcie decyzjami konsumenckimi możemy wyrazić naszą aprobatę lub negatywny stosunek do określonych dóbr konsumpcyjnych, a także ograniczyć zakupy. Dla mnie pocieszające jest to, że w gospodarce opartej na rachunku ekonomicznym dominuje pragmatyzm i działa „niewidzialna ręka rynku”. Tutaj na wielu polach nasze produkty są trudne do zastąpienia.

- A jaką rolę w tym procesie widzi pan dla naukowców?

- Jako naukowcom działającym w obszarze nauk stosowanych, można nam przypisać pewną rolę. W wielu krajach ważne dla gospodarki projekty są prowadzone przez podmioty pozauczelniane z udziałem uczelnianych zespołów naukowych. To stwarza możliwość integrowania naukowców z różnych dziedzin, odciążenia ich od spraw administracyjnych związanych z zarządzaniem projektem, a także szybszego wdrożenia opracowanych rozwiązań technicznych na rynek. Poznałem kilka modeli takich systemów działania w Niemczech, Słowenii, Hiszpanii czy Włoszech i im dłużej pracuję, tym mam coraz większe przekonanie, że tego typu modele są po prostu efektywne. Poza tym w Polsce większość dużych projektów naukowych jest finansowana w trybie konkursowym przez instytucje państwowe, co nie daje później przełożenia na skuteczne wdrożenie. Z prawdziwą innowacją produktową czy procesową mamy do czynienia wtedy, gdy zostanie wdrożona na rynek i przyniesie wymierne korzyści. Wymaga to działań na wielu frontach i w otoczeniu profesjonalistów z różnych sfer gospodarki.

- Pytanie, które w sposób naturalny nasuwa mi się na koniec naszej rozmowy, brzmi: jaka przyszłość czeka tworzywa sztuczne?

- Świetlana (śmiech). A tak poważniej można retorycznie zapytać, czy na obecnym poziomie rozwoju inżynierii materiałowej i technologii wytwarzania, istnieje ekonomicznie i ekologicznie (rzetelny bilans emisji CO2) uzasadniona alternatywa? 

Rozmawiał: Jacek Leszczyński


Czytaj więcej:
Nauka 120
Wywiad 292